Notatka służy wyjaśnieniu tajemnic, które nie zostały opisane wprost w książce, a które mogą Was ciekawić. W każdej swojej powieści ukrywam o wiele więcej, niż może wydawać się na pierwszy rzut oka. Pewnego dnia doszedłem do wniosku, że nie należy podawać czytelnikowi wszystkiego na talerzu i pozostawić pewne smaczki nieodkryte. Ten tekst powstał specjalnie dla tych, którzy chcą się dowiedzieć, co im umknęło i mieć wszystko jasne.
Zacznijmy od podstawowej kwestii, czyli pytania – ile czarownic tak naprawdę spotkaliśmy na kartach powieści?
Odpowiedź: dwie.
Jaruchę i Krystynę Bondzio.
Jarucha była czarownicą, która urodziła się i po raz pierwszy działała w czasach nowożytnych. To właśnie wtedy podpisała cyrograf z diabłem, który przydzielił jej po tym osobistego demona nieodstępującego jej na krok. W cyrografie znalazło się zastrzeżenie, że demon ten nie dotyka ciała czarownicy – nie uzdrawia jej. Było to zabezpieczenie Szatana, że czarownica w końcu prędzej czy później umrze, zaś on otrzyma jej duszę, czyli zapłatę za nadprzyrodzoną moc, którą ją obdarzył.
Jarusze jednak nie spieszyło się wykonać kontrakt, bała się śmierci i piekła, więc szukała sposobu jak tę śmierć opóźnić. Odnalazła Medykt – zielony, szklisty kamień wykuty ze skały pochodzącej z samego piekła. Kamień ten miał magiczną moc – za jego pomocą można było gromadzić i magazynować energię, którą wypełniony jest każdy byt stworzony przez Boga, a którą żywi się demon osobisty, którego mocą czarownica posługiwała się podczas praktyk czarnoksięskich. Kamień ten dawał Jarusze dwie możliwości, o których wcześniej nie mogła nawet myśleć. Po pierwsze – kiedy czarowała, nie traciła własnej energii, po drugie – mogła zgromadzić o wiele więcej energii niż zawierało jej ciało, by potem wykorzystać ją do wydania demonowi drogiego rozkazu, czyli do przeprowadzenia czaru o wielkiej mocy. Czaru, który odwlekał jej śmierć. Przynajmniej do momentu, kiedy była zmuszona przeprowadzić go kolejny raz.
Tym czarem była zamiana ciał z inną osobą.
Czarownica sprytnie wykorzystała fakt, że w cyrografie jest mowa jedynie o tym, że demon nie dotyka się jej ciała, za to może zrobić z duszą Jaruchy, co ona tylko zapragnie. Dzięki Medyktowi czarownica mogła poprosić demona o to, by zamienił jej duszę miejscami z duszą innej osoby, na przykład dziecka. Tym sposobem dusza czarownicy lądowała w młodszym ciele, które zyskiwało o wiele więcej lat życia niż poprzednie. Potem Jarucha dorastała w ciele dziecka i sytuacja się powtarzała – nadchodził moment, w którym musiała zamienić się ciałami z kolejną osobą. Znowu korzystała z energii, którą w międzyczasie gromadziła w Medykcie i po raz kolejny wydawała demonowi ten sam rozkaz: “zamień dusze miejscami”.
Sytuacja powtarzała się kilkanaście razy na przestrzeni wieków, aż w końcu Jarucha wylądowała w ciele niejakiej Teresy Oś i przeprowadziła się do Jodozior. Cel jej życia pozostał niezmienny – uciec przed śmiercią. Podobnie niezmienny pozostał sposób, w jaki zamierzała to zrobić – zgromadzić energię w Medykcie i po raz kolejny wydać inkubowi ten sam rozkaz. Jarucha w ciele Teresy Oś miała dwie kandydatki na przejęcie ciała w przyszłości, kiedy w kamieniu zgromadzi się się wystarczająca ilość energii: Zuzię Żyndę lub małą Juleczkę Karwowską. W tym wypadku wskazówka, którą podsuwałem czytelnikowi, jakoby jedna z dziewczynek była typowana na następczynię czarownicy, była fałszywa. Od początku chodziło o przejęcie ciała jednej z nich. Ostatecznie czarownica przejęła ciało Zuzi. Tak naprawdę, kiedy spotykała się z dziewczynką, nigdy nie uczyła jej praktyk magicznych. Chciała się z nią zaprzyjaźnić, by w kluczowym momencie mała nie sprawiała kłopotów i wszystko przebiegło zgodnie z planem.
Zamiana ciał nastąpiła w momencie, kiedy po rytuale z Nedyktem, w którym zginęli Wojtek i Czarek, dom czarownicy zaatakowali żądni linczu mieszkańcy Jodozior. Zastali tam staruszkę i dziewczynkę w nietypowej sytuacji: siedziały pod przeciwległymi ścianami izby i płakały ze strachu, jakby bały się siebie nawzajem. Tak naprawdę tylko jedna bała się drugiej – Zuzia, którą znienacka wylądowała w ciele staruszki, zobaczyła naprzeciw samą siebie i nic z tego nie rozumiała. Czarownica, która znalazła się w ciele dziecka, tylko udawała. Mieszkańcy, nieświadomi, że tak naprawdę zabijają Zuzię, sami wymierzyli sprawiedliwość i powiesili dziewczynkę w ciele staruszki na drzewie przy chacie numer osiem. Jarucha zaś zyskała kolejne kilkanaście lat spokoju w cudzym ciele.
Tylko kilkanaście, bowiem gwałcona przez inkuba w końcu zaszła w ciążę. W trakcie porodu okazało się, że ten może być śmiertelny. Czarownica nie ryzykowała i tym razem zamieniła się ciałami z córeczką, którą ledwo wydała na świat. Inkub dostarczył potem bezimienne niemowlę do domu dziecka, gdzie zyskało nową tożsamość: Agnieszka Szmulik. Jarucha znowu dorosła w ciele dziewczynki. Los jednak znowu zesłał jej nieszczęście – zachorowała na nowotwór (na początku rozdziału I możemy przeczytać o jej wizycie u onkologa, jej rumień na oczach to również objawy raka). Musiała jak najszybciej ponownie napełnić Medykt energią i użyć go do kolejnej zamiany ciał.
Aby to się stało, wykorzystała czar z portalem i połączyła magicznym przejściem swój dom w Udziejku z dwoma innymi – w Jodoziorach (chata numer 8) i Płocicznie (rzekomo nawiedzony dom, który w prologu odwiedza Paweł – młodociany fanatyk horrorów). Tym sposobem Medykt znajdował się w trzech miejscach jednocześnie i gromadził energię trzy razy szybciej. Działał destrukcyjnie na trzy wioski naraz, co poskutkowało nasileniem w nich chorób, przemocy i agresji. Szczególnie w Jodoziorach, w których na dokładkę został wypuszczony na wolność potwór będący uosobieniem złej energii, zamknięty w domu numer 10.
W ostatnim rozdziale przed epilogiem czarownica manipuluje Vytautasem, by ten użył formuły na uzdrowienie i oczyszczenie, co dochodzi do skutku. Bohater myśli, że używa formuły chroniącej przed demonami, a tak naprawdę pozbywa się ze swoich pleców tatuażu, znikają także jego obrażenia na złamanych żebrach (jest wyraźnie podkreślone w tekście, że te przestają go boleć). Fakt, że Vytautas nie ma już na swoich plecach krzyża pozostawia furtkę, jakoby w kluczowym momencie, tuż zanim nacisnął za spust, czarownica ponownie skorzystała z mocy Medyktu i zamieniła się ciałami tym razem z nim. Zakończenie teoretycznie jest otwarte – nie wiemy, czy Jarucha przejęła ciało Vitka, czy może to on uległ pokusie korzystania z Medyktu.
Ja sądzę jednak, że “Inkub” skończył się źle i Vytautas ostatecznie nie przeżył. Czarownica przejęła jego ciało, on zaś zginął, ostatnie kilka sekund życia spędzając w ciele Agnieszki Szmulik.
Na czym opieram ten wniosek? Na prostej przesłance – w sytuacji takiej jak opisana w epilogu, kiedy bohater miałby wybór między Sylwią i Martyną, prawdziwy Vytautas wybrałby Sylwię. Nie mam co do tego wątpliwości. Do tego nagle zaczął używać damskiego żelu pod prysznic.
Dlaczego zatem czarownica w jego ciele wybrała Martynę jako partnerkę życiową?
Ponieważ Sylwia była bezpłodna!
Przeszła nowotwór jajników, który pozbawił ją możliwości rodzenia dzieci. Czarownica o tym wiedziała, więc z punktu widzenia jej niekończącej się misji uciekania przed śmiercią wiązanie się z kobietą, która nie dałaby jej potomstwa, było nieopłacalne. Co innego Martyna – niezwykle atrakcyjna kobieta, która potem wydała na świat przepiękną córeczkę. W końcowych fragmentach epilogu narrator o maleńkiej dziewczynce mówi tak: “Była w sam raz”. To zdanie mój redaktor na początku wykreślił, ale stanowczo powiedziałem, że musi zostać. Bo bez niego kontekst tej sytuacji nie zostaje zachowany.
W sam raz do czego była mała Patrycja? Czyżby do przejęcia ciała w przyszłości, kiedy zajdzie potrzeba kolejnej zamiany? Sądzę, że tak.
Potem do Vytautasa dzwonią w sprawie pracy ludzie z Watykanu, ale nie mają pojęcia, że tak naprawdę rozmawiają z czarownicą w ciele policjanta.
No dobra, historię Jaruchy, której dusza przez wieki uciekała przed piekłem, chroniąc się w kolejnych ciałach, w największej mierze poznaliśmy. Gdzie w tej opowieści znalazło się miejsce dla drugiej czarownicy, czyli Krystyny? Dlaczego ta pozytywna bohaterka zainteresowała się czarostwem?
Przypomnijcie sobie, że nastoletnia Krysia czytała książki o czarownicach, które polecił jej nauczyciel historii. Teoretycznie po to, by dowiedzieć się, jak ochronić się przed panią Oś. Nie zostało to opisane wprost w powieści, ale w pewnym momencie, ze strachu przed czarownicą, Krysia zdecydowała się na desperacki krok: sama podpisała cyrograf, by chronić swoją rodzinę, sama stała się czarownicą. Pozostała dobrą osobą, lecz zawarła pakt z siłami zła w imię wyższego dobra. Co na to wskazuje?
Najlepiej widać to w scenie, kiedy ginie Jarek. Kiedy Krysia wybiega z domu, opisane jest to z perspektywy odurzonego eterem chłopaka następująco: „widział ją podwójnie, jakby miała dodatkowy kontur, który kopiuje jej ruchy”.
Ten kontur to był jej inkub!
Przypomnijcie sobie wcześniejszą scenę, kiedy Wojtek i Czarek prowadzą odurzonego eterem Jarka do szopy. Ten widzi wtedy inkuba pani Oś. Dlaczego więc nie miałby widzieć demona osobistego Krysi? Eter to umożliwiał.
Kiedy Jarek ginie, Krysia mdleje Wojtkowi w rękach. Dlaczego mdleje? Bo straciła własną cząstkę energii, wydając inkubowi rozkaz, by ten w ostatnim momencie skierował lufę pistoletu Jarka ku jego głowie. Przykład, że tak to działa, mieliśmy w scenie, gdy pani Oś uzdrowiła Zuzię (jej skaleczone kolanko). Staruszka też wtedy zemdlała, poświęciła własną energię, bowiem nie chciała tracić zmagazynowanej w Medykcie.
Warto zwrócić uwagę również na to, że dorosła Krystyna przyznaje się Vytautasowi, że jest czarownicą, kiedy ten przychodzi ją przesłuchać (wrzeszczy: jestem czarownicą, może pan to wpisać w papierach!). Dam głowę, że myśleliście, że to tylko jej desperackie gadanie, podczas gdy stanowiło poważną wskazówkę.
W każdym razie Krysia jest dobrą czarownicą, poświęciła swoją duszę w imię miłości dla bliskich i wyłącznie ochronie osobistego demona zawdzięcza fakt, że w czasach współczesnych ona i Antoni przeżyli. Jarucha wiedziała, że tych dwoje może mącić, ale aby pokonać inkuba Krysi musiałaby zużyć ogromną ilość energii. Nie opłacało jej się to. Warto również podkreślić, że Krysia tak naprawdę nigdy nie mogłaby otworzyć domu numer dziesięć, nawet wtedy, kiedy stała się jego współwłaścicielką. W końcu w myśl zasady ochronnej formuły, czarownice nie mogły tego zrobić.
Zakończenie, w którym Krystyna kradnie kamień i czule głaszcze pierścionek od Czarka, należy interpretować tak, że najpewniej chce za jego pomocą wskrzesić ukochanego. A może, kiedy już dowiedziała się o mocy Medyktu (stało się to dopiero w czasach współczesnych, bo kiedy była nastolatką, nie miała pojęcia do czego służy kamień), sama chce go użyć, by nie wylądować w piekle? Powiem szczerze – nie wiem. Tak samo nie wiem, czy aby rozkochać Czarka, jednak użyła metody kłaku, kiedy my i narrator nie patrzyliśmy. Jeżeli tak, musiałoby się to zdarzyć po tym, jak chłopacy zaprowadzili Jarka do szopy, a przed tym, jak ze szpitala wrócili Staszek i Jerzy. Czyli świeżo po tym, jak Gocha, jej koleżanka ze Smolnik, zrugała ją na papuciówce za bierność w tej kwestii. Kto wie, co mogło wtedy dziać się w głowie dziewczyny, przepełnionej poczuciem winy po straconej szansie?
Uff… To chyba tyle z dwóch najważniejszych tajemnic “Inkuba”. Zostało do wyjaśnienia jeszcze tylko kilka mniejszych.
Dlaczego Staszek nie uległ wpływowi Medyktu? To proste. Przypomnijcie sobie jego przygodę z końmi na początku książki. Jest napisane, że sznur, który obwiązał sobie za nadgarstek, wypalił mu tam dwie linie przecinające się pod kątem prostym. A zatem… krzyż!
Kolejna kwestia – kiedy Vytautas rozdziela się z Mateuszem po pierwszym rozpytaniu Sylwii, pod koniec rozdziału dociera na gospodarstwo numer 7. I jest napisane, że z pobliskiego pola obserwuje go “wysoka na ponad trzy metry i nienaturalnie szczupła postać”. Ta istota to oczywiście potwór z dziesiątki, który wchodził i wychodził z tego domu kiedy chciał, rozpraszając się na dodatkową złą energię wypełniającą wioskę i oddziałującą negatywnie na mieszkańców.
Jeden czytelnik zadał mi też pytanie, czy Paweł z prologu i Paweł, którego Vitek przyłapał na “włamie” do fałszywej dziesiątki, to ta sama osoba. Tak! To ten sam chłopak! Wydarzenia w prologu dzieją się w styczniu, reszta książki w lutym. Po prostu chłopak usłyszał w mediach o kolejnym nawiedzonym domu i skusił się, by po raz kolejny spróbować zbadać takie miejsce osobiście.
Jedna osoba zapytała mnie też o stracha na wróble. Określiłbym go jako element dekoracyjny w wiosce, który miał wpływać na klimat niesamowitości i niepokoju. Taki “weirdowski” motyw, obiektywnie dziwny, lecz z niewiadomych powodów ignorowany przez bohatera. A może, biorąc pod uwagę, że strach w pewnych momentach swoimi konstelacjami pomagał Vitkowi w rozwiązywaniu zagadki, uznać, że w wiosce pozbawionej Boga jednak zachowała się jakaś jego cząstka? Zwłaszcza że strach sam był zbudowany na bazie dwóch kijów układających się w krzyż.
I dam głowę, że nie zauważyliście, że posłanka Małgorzata Judycka (z domu Rusiniuk) to Gocha, koleżanka Krysi pochodząca ze Smolnik. 🙂 Imię i nazwisko panieńskie się zgadza.
Wielu z Was pytało w komentarzach, co stało się ze zwłokami Wojtka i Czarka – czy Joniowie nie powinni natknąć się na nie świeżo po przekroczeniu progu domu po raz pierwszy. Otóż nie. Zwłoki zawczasu “sprzątnął” potwór z dziesiątki. Mógł to zrobić na całą masę sposobów – na przykład ukryć je gdzieś w domu, a potem, gdy ten na powrót był otwarty, dyskretnie się ich z niego pozbyć. Nie chciałem tego pisać wprost, bo taka dosłowność ujmowałaby powieści klimatu. W redakcji została też usunięta scena jak pani Szmulik w retrospekcji rozmawia z potworem przez drzwi i dopina z nim układ – wydostaniesz się, ale gdy Joniowie tu zamieszkają, nie ujawniaj się i nie rób im krzywdy. Przygotuj dom tak, aby jak tu wejdą, nie zorientowali się, co tu się stało.
Najnowsze komentarze