Skończyłem właśnie czytać „Krótkie odpowiedzi na wielkie pytania” Stephena Hawkinga, w której poruszone zostały kwestie fundamentalne dla naszej cywilizacji. Tuż przed tą książką przeczytałem z kolei „Kwestię ceny” Zygmunta Miłoszewskiego. Jednym z jej bohaterów jest naukowiec-wizjoner, który – w dużym uproszczeniu – dla dobra ludzkości chce uczynić ją bezpłodną. Natomiast kilka miesięcy temu mogliście zobaczyć na moim fanpage’u opinię na temat „Black Mirror”, którego każdy odcinek musiałem dosłownie odchorować, zanim zabierałem się za kolejny. Serial ten opowiada o ciemnych stronach technologii, która lada moment pojawi się na świecie. Technologii, o korzystaniu z której marzy każdy z nas.

Wszystkie te pozycje nieźle zryły mi beret i zmusiły do wielu przemyśleń, możliwe że nie takich, jakich spodziewaliby się ich autorzy. Zapewne wielu z Was uzna je truizmy i oczywistości, ale postanowiłem je sobie odnotować i się z Wami podzielić. Bo odczuwam w związku z nimi zastanawiający nawet dla mnie lęk.

Najtęższe umysły tej planety, najwybitniejsi myśliciele, naukowcy i wizjonerzy, z których odkryć korzystamy, mają przynajmniej jedną wspólną cechę. Myślą w kategoriach dobra ogółu, rozwoju i przedłużenia istnienia naszego gatunku. Odbywa się to na poziomie globalnym, masowym. Są inicjatorami poważnych zmian, mają do tego możliwości, nie tylko finansowe, ale także jeżeli chodzi o znajomości i szeroko pojęte wpływy. Patrzą na ludzkość bardzo szeroko, jak na jedną wielką całość. Dla nich jesteś jedynie elementem drobnicy, pojedynczą komórką w dużym, skomplikowanym organizmie, który w ich opinii powinien działać jak najsprawniej, aby przetrwać.

Problem, jaki pojawia się przy takim podejściu, jest jednak następujący: dobro ogółu nie zawsze równa się dobru jednostki. Ba, o wiele częściej spotkamy się z sytuacją, w których jednego z drugim nie da się pogodzić.

Przykład: dla dobra ogółu dobrze byłoby, byśmy wszyscy przestali używać plastiku. Ktoś jednak (jednostka) produkuje ten plastik i dzięki niemu zarabia, utrzymuje rodzinę. Dla niego odejście od plastiku byłoby katastrofą ekonomiczną. Plastik w wielu przypadkach również jest dla zwykłego konsumenta (czyli jednostki) o wiele tańszy i wygodniejszy niż jego zamienniki, dzięki czemu nasz budżet domowy mniej cierpi. To tylko jeden przykład, ale analogiczny dylemat znajdziemy w praktycznie każdym sporze światopoglądowym, szczególnie gospodarczym.

Powstaje pytanie: co jest ważniejsze z punktu widzenia pojedynczego zwykłego człowieka, takiego jak Ty? Dobro ogółu czy dobro jednostki? Odpowiedź na nie jest trudniejsza, niż mogłoby się wydawać.

Co, gdyby dobro ogółu wiązało się z koniecznością poświęcenia życia jednostki? Wielu jednostek? Co, jeżeli tą jednostką miałbyś być Ty? Znowu posłużmy się przykładem, który zacznę od jednego z moich ulubionych cytatów z książki Hawkinga:

Historia ludzkości jest głównie historią nie inteligencji, lecz głupoty.

Historia, dodajmy, tragiczna, o wielu mrocznych momentach. Wynika z niej, że dla dobra ogółu wskazane jest, by wszyscy ludzie mieli wysokie IQ. Aby to osiągnąć musielibyśmy wyeliminować ze społeczeństwa wszystkie jednostki, które mają niski iloraz inteligencji. Co jednak, gdyby jakaś magiczna maszyna, która ów iloraz obiektywnie mierzy, wskazałaby, że do odstrzału jesteś właśnie Ty? Czy nie zrodziłoby to w Tobie buntu i wrogości przeciwko autorytetom i wizjonerom, którzy coś takiego zaproponowali? Czy nie zapytałbyś: dlaczego właśnie oni mają decydować o tym, co jest dla nas najlepsze?

W obliczu powyższych rozważań nasunęła mi się obserwacja równie fascynująca, co przerażająca. Trochę na zasadzie dowodu anegdotycznego, ale jestem prawie pewien, że ma zastosowanie ogólne. Na żaden złożony problem (czyli taki z wieloma zmiennymi) nie ma prostego rozwiązania idealnego. Idealnego, czyli takiego, które byłoby absolutnie pozbawione negatywnych skutków ubocznych. Oczywistość? Tak, ale przeraża bardziej, gdy przyjrzymy się temu głębiej.

Proponuję zabawę: weźcie dowolny wynalazek z historii ludzkości, zarówno już istniejący, jak i taki, który do dziś pozostaje w sferze fantazji. Wynalazek ten powstał zawsze z jednego powodu: aby ułatwić ludziom życie. Spróbujcie jednak teraz… wypisać negatywne następstwa jego pojawienia się na świecie. Zdziwicie się, jak wiele ich jest.

Dzięki samochodom szybciej jesteśmy w stanie dotrzeć od punktu A do punktu B. W trakcie podróży zdarza się jednak więcej wypadków śmiertelnych, niż gdybyśmy po prostu zdecydowali się dotrzeć do celu na piechotę. Produkcja paliwa do samochodów natomiast wpływa niekorzystnie na środowisko.

Internet zrewolucjonizował komunikację. Dzięki niemu jesteśmy w stanie szybciej i łatwiej odbierać oraz wysyłać wszelkie możliwe komunikaty: obrazy, dźwięki i tekst. Komunikatem jest jednak również kłamstwo. Jeszcze nigdy w historii ludzkości nie było tak łatwo oszukiwać, manipulować i dezinformować tak wielu ludzi w tak krótkim czasie.

Algorytmy Facebooka i YouTube’a obserwują to, co lubisz, co Cię interesuje, i same podsyłają Ci więcej podobnych treści, licząc, że w nie klikniesz. Na ogół się nie mylą. Z jednej strony dzięki nim nie musisz już tych treści szukać i nuda nigdy Ci nie grozi. Z drugiej – zamykasz się w bańce informacyjnej i w jednych poglądach, nierzadko coraz bardziej skrajnych. W najnowszej historii ludzkości nigdy nie byliśmy tak podzieleni, jak teraz. Jeszcze nigdy nie było nam tak trudno się dogadać.

Smartfony sprawiają, że jesteś w stanie porozmawiać z każdym z dowolnego miejsca na świecie w dowolnym momencie. Na odległość. Cholerna wygoda! Sprawia to jednak, że jeszcze nigdy w historii świata nie byliśmy tak ułomni, jeżeli chodzi o interakcje międzyludzkie na żywo. Jeszcze nigdy nie było ich tak mało. Jeszcze nigdy nie byliśmy tak samotni.

To niesamowite, ale takie rozumowanie da się przeprowadzić z chyba każdą rzeczą na świecie, zarówno rzeczywistą, jak i abstrakcyjną. Miłość, seks, socjalizm, wolny rynek, używki, zdrowa i niezdrowa żywność, religia, ateizm, rodzina, nauka, kultura…

Obserwacja ta z punktu widzenia pisarza jest fascynująca również dlatego, że oznacza, iż nigdy nie zabraknie nam tematów na nowe historie. Bo dobra historia to kłopoty, jakie spotykają bohatera i nasze obserwowanie, jak sobie z nimi radzi. Wychodzi na to, że szukanie inspiracji jest proste: szukaj negatywów w dowolnej rzeczy w swoim otoczeniu. Szukaj jej ciemnych stron, wad systemu, idei, wynalazku, prawa, dowolnego rozwiązania, które powstało po to, by żyło się lepiej. Zawsze się znajdą. Bo tworzą je ludzie, którzy sami nie są idealni.

A gdy historia się zakończy, bohater pokona przeciwności poprzez nowe rozwiązanie, gdy zmieni świat w pojedynkę… na pewno nie będzie żył długo i szczęśliwie. Bo jest tylko człowiekiem, a nie Bogiem. Bo na pewno nie przewidział negatywnych skutków ubocznych nowego porządku, jaki wprowadził. Jak miałby to zrobić, skoro nawet rozwiązania najwybitniejszych umysłów w historii nie są wolne od złych następstw? Skoro nawet one… powodują nowe problemy?

Jeszcze nikomu w historii świata nie udało się sprawić, byśmy żyli idealnie. I z dużym prawdopodobieństwem nikomu nigdy się to nie uda.

To jest dopiero horror.